Od zawsze niezmiennie twierdzę, że czytanie dzieciom od najmłodszych lat jest czymś wspaniałym.
Dzieci potrzebują bliskości, wspólnego przeżywania, a także... odrobinę emocji i strachu, które działają terapeutycznie.
Poczucie bezpieczeństwa, jakie tworzy się podczas wspólnie spędzonych chwil, procentuje nie tylko w dzieciństwie, ale buduje pozytywne wspomnienia, dodaje wiary we własne siły i możliwości, a kiedyś w odległe przyszłości będzie procentowało cudownymi wspomnieniami.
Na potwierdzenie moich wcześniejszych przemyśleń
i wniosków, pozwolę sobie przytoczyć fragment z książki
,,Wszystkie dzieci są zdolne" G. Huther, U. Hauser:
,,Jedną z najdoskonalszych form nauczania jest wspólne czytanie lub opowiadanie bajek. (...) Ważna jest także sama treść bajki - powinna być ekscytująca, ale nie może wzbudzać w dziecku zbyt silnego leku. Przygody bohatera, który walczy z niebezpieczeństwami i odczuwa przy tym strach, jednak ostatecznie wychodzi z opresji i zwycięża zło, motywują i dodają dziecku odwagi. Nie bez znaczenia jest również sposób, w jaki opowiadamy lub czytamy bajkę; dziecko musi czuć, że sami jesteśmy historią pochłonięci, że dotyka nas ona, dogłębnie porusza albo wręcz nami wstrząsa. (...) Naturalnie czytanie, a najlepiej opowiadanie przez rodziców daje dziecku o wiele więcej niż słuchanie czy oglądanie filmu. Maluch nie jest w stanie nawiązać kontaktu z maszyną, nie może przekazać jej swoich odczuć i sam musi sobie z nimi poradzić. Tak więc bajki nie są cudownym środkiem samym z siebie - siła ich oddziaływania bierze się z intensywnej więzi emocjonalnej dającej poczucie bliskości i bezpieczeństwa."
Mało tego, pozytywne odczucia i emocje, jakie towarzyszą dziecku podczas czytania bajek, zostają utrwalone i mogą być źródłem siły także dla ludzi dorosłych. ,,Są one więc balsamem nie tylko dla małych, lecz także dla dojrzałych dusz".
Wniosek jest jeden: należy czytać i już!!!!!!!!!!!!!
Niektórzy wykręcają się brakiem czasu, inni nie wiedzą, co czytać, a jeszcze inni twierdzą, ze dziecko ,,nie usiedzi"
I tu się nie zgodzę!
Znam dziewczynkę, która rzeczywiście miała 100 wiatrów w pupie, nie potrafiła grzecznie siąść nawet na minutkę, ale gdy przychodził wieczorny czas czytania... zamieniała się w kamień! Wtulana w bok swojego taty słuchała zafascynowana, jakby ktoś ją zaczarował! Oczywiście nie był to efekt jakiegoś błyskawicznego cudu! Zaczęło się od króciutkich wierszyków: najpierw jeden, dwa, potem trochę dłuższe, później przyszła pora na niezbyt długie baśnie, a teraz wytrwale słucha, byle ktoś chciał jej czytać...
A tym, którzy twierdzą, że ,,nie wiadomo, co czytać", może podpowiem: baśnie. Nie ma chyba dziecka, które nie potrafiłoby bez zastanowienia wymienić kilka baśniowych postaci: Kopciuszka, Kota w butach, Czerwonego Kapturka itd. I nawet starsze dzieci chętnie wracają do braci Grimm czy Andersena. Ale żeby mogły wracać, muszą najpierw ich poznać...
Podejmując wyzwanie przeczytania 52 książek w ciągu roku, doszłam do wniosku, że dla mnie tak naprawdę to żadne wyzwanie... Zazwyczaj czytam ok. 150 rocznie...
Znalazłam rozwiązanie: oprócz ,,swoich" 52 książek, przeczytam tyle samo (lub więcej) z moimi dziećmi!
To będzie prawdziwe wyzwanie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz