wtorek, 17 września 2013

Polka? Niemka? Nie! Hanyska!

Recenzja pisana dla DKK.

Hanyska - Helena Buchner





        ,,Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać, bo nie jest stworzony do klęski” – słowa Ernesta Hemingwaya były kiedyś bardzo popularnym tematem wypracowań szkolnych, sama też na taki temat pracę pisałam. Dlaczego o tym wspominam? Bo wśród wielu bohaterów, których wówczas przywołałam, na pewno nie było tej kobiety, którą spotkałam ostatnio na kartach powieści Leonii (Heleny Buchner) ,,Hanyska”, a z pewnością powinna znaleźć się w gronie zacnych ludzi, których wola walki o życie, o przetrwanie, a jednocześnie o godne życie zasługują na wspomnienie i na pewno posłużą jako odpowiedni przykład do przytoczonych na początku słów.
        Bohaterka, tytułowa ,,Hanyska” – Maria Brunn, miała
 wątpliwą przyjemność żyć w  ciekawych czasach… Jak na wstępie informuje  autorka, ,,wszystkie wydarzenia się wydarzyły albo mogły się wydarzyć, bo taki był czas. Wszystkie są prawdziwe albo prawdziwe być mogły. Jest to jednak fikcja literacka, oparta na opowieściach starych ludzi, którzy te czasy przeżyli”. Tym bardziej przerażają losy poniewieranej przez los Marii.
       Przed wojną zwykła kobieta, Ślązaczka żyjąca w zgodzie
 z sąsiadami, a po wojnie… Dla Polaków – Niemka, Szwabka, Hanyska, dla Niemców – Polka; dla wszystkich obca, ,,nie nasza”… 
      Dopóki żyła w swojej wiosce pod Opolem, nie do końca 
przejmowała się wojną, która ,,gdzieś tam była”, przez wieś tylko przejechały czołgi, ludziom żyło się w miarę dobrze, ,,jak u Pana Boga za piecem”. Do czasu, gdy zbliżali się ,,wybawiciele” – Rosjanie… Mieszkańcy wsi, wśród nich Maria z trojgiem dzieci, wyruszali masowo na zachód. Nie była to łatwa decyzja. Tu była ich ,,mała ojczyzna”, ich ,,Heimat”, ale wieści, które docierały z wyzwolonych ziem, były tak straszne, że zdecydowali się na ucieczkę.  Poniewierana, głodna, a na dodatek w ciągłym strachu o swoje dzieci, dokonuje wyborów, za które może i czytelnik w pierwszej chwili mógłby ją potępić, ale gdy spojrzymy na całość z szerszej perspektywy… łzy współczucia cisną się do oczu…
             Wojna się skończyła, mąż wrócił z frontu, wyruszyli do Polski. Już w drodze spotkały ich pierwsze oznaki zmian: nienawiść i niechęć…
     W rodzinnym domu już mieszkali uchodźcy ,,zza Buga”, przyszło im zamieszkać ,,na wycygu”, ale nie poddała się. Trwała na swej ziemi, w swoim ,,Heimacie”. I chociaż wojna już minęła, to dla Marii i setek Ślązaków dopiero teraz zaczęły się naprawdę ciężkie czasy. Rosjanie, Polacy i nawet sąsiedzi na każdym kroku z przekonaniem wmawiali, że jest ,,Szwabką” i ,,Hansyską”, na dodatek nazistką… Nigdzie nie miała okazji spotkać się z tak wielkim okrucieństwem i poniżeniem, jakie spotkało ją podczas przesłuchań w Urzędzie Bezpieczeństwa... Jakby tego było mało, w czasie pobytu w Niemczech poznała Amerykanina, który jej pomógł, a teraz odszukał ją w Polsce… Od razu została oskarżona o szpiegostwo… A że od Amerykanina nie mogła uwolnić myśli, bo urodziła jego synka – owoc chwilowego zapomnienia, tym bardziej było ciężko…
Czy to jedyna tajemnica Marii Brunn? Czy wytrwa? Co się stanie z nią i jej rodziną? Żeby się przekonać, należy sięgnąć po ,,Hanyskę”.

               I jeszcze jedna bardzo ważna uwaga. Dopiero, gdy poznałam losy Hansyki, dotarł do mnie koszmar ludzi wypędzonych. Nieważne, zza Buga czy zza Odry. Strach, niemoc i rozpacz są wszędzie takie same…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz