poniedziałek, 8 czerwca 2015

Krakowskie nastroje

    Od czasu do czasu... lubię wracać do różnych miejsc.
Są takie, gdzie mogłabym jeździć co tydzień (np. do Pragi czy Moskwy), ale i takie, gdzie wracam z chęcią po dłuższej przerwie...
                                        Dzisiaj Kraków.

    Krakowa nie trzeba nikomu przedstawiać, więc będzie spacerkowo-legendowo...

                                    Zaczynamy od Sukiennic.


        Przyjrzałam się bliżej różnym ozdobnym elementom, które zazwyczaj gdzieś umykają...





          Ale Kraków to przecież nie tylko Sukiennice, to przede wszystkim Rynek z górującym nad nim kościołem Mariackim. 



Wieże Kościoła Mariackiego różnią się wysokością, 
a przyczynę wyjaśnia legenda.

                   
          Dwaj bracia wspólnie prowadzili budowę. Na początku budowa szła dobrze obydwóm, jednak po pewnym czasie jeden z braci zauważył,  że jego wieża jest niższa. Zazdrosny zabił brata, ale wyrzuty sumienia spowodowały, że skoczył z wieży z nożem, którym dokonał zbrodni. Nóż można obejrzeć przy wejściu do Sukiennic. 
Ja zamiast noża szukałam śladów Opola.
I znalazłam!
            


              I zamiast wspominać dwóch braci, zajęłam się dwiema siostrzyczkami:


                                                                 
               Kolejnym charakterystycznym elementem Krakowa (chociaż nieco ruchomym i niezbyt stałym :)) są oczywiście gołębie. Skąd one się tam wzięły tez wyjaśnia legenda:


Według niej krakowskie gołębie są zaczarowane. Gdy na książęcym tronie zasiadł Henryk IV Probus (XIII wiek), zapragnął zjednoczyć wszystkie ziemie księstwa i koronować się na króla. Nie miał jednak pieniędzy; z pomocą przyszła mu czarownica, która przemieniła książęcych rycerzy w gołębie. Obsiadły one kościół Mariacki i zaczęły wydziobywać kamyki, które – spadając na ziemię –  zamieniały się w złote monety. Książę ze złotem wyprawił się do Rzymu po poparcie papieża w zdobyciu korony. Ale po drodze ucztował, bawił się i stracił pieniądze. Nigdy już nie wrócił do Krakowa, a jego drużyna pozostała zaklęta i wciąż czeka na księcia.


Gołębie nie atakują, można spokojnie podziwiać artystyczne latarnie i prace lokalnych artystów...




                     Przyjrzeć się kamieniczkom...





A potem spacerujemy spokojnie w stronę Wawelu,

 
 



 

 gdzie bez względu na porę roku ciągną dzikie tłumy turystów...



Na pewno naszą uwagę zwróci kaplica Zygmuntowska:







          Z Wawelu prosto do jamy smoka wawelskiego!


             Dzieci, jak zwykle, stwierdziły, że ten smok wcale nie jest straszny!!!! I co ja na to poradzę?


Na polepszenie humoru najlepszy rejs po Wiśle.
A gdzie?
Gdzie tylko mamy ochotę: króciutki do mostu Zwierzynieckiego (ok. 30 minut) albo całkiem długi do Tyńca (ok. 3,5-4 godziny).
Ile kosztuje taka przyjemność?
Po targowaniu można popłynąć już za 10 zł, a do Tyńca ok. 50 zł od osoby.






                  Odświeżeni powiewem lekkiej, wiślanej bryzy możemy ruszyć na Kazimierz...


                Przyznaję, nie wiem, ile razy byłam w Krakowie, ale dopiero pierwszy raz tutaj dotarłam i... jestem pod ogromnym wrażeniem!


                    Na Kazimierzu czas stanął w miejscu...


                 Ślady odległej przeszłości znajdziemy   w każdym kącie, na każdym kamieniu, murze, ścianie...





             A jeżeli kogoś takie klimaty nie interesują...
                            Może wstąpić na wystawę motyli...



...albo do fabryki cukierków i zrobić sobie lizaka:).
Ceny biletów: do motyli 13 zł (ul. Sławkowska, od Rynku), na warsztaty lizakowe 10 zł (na tej samej ulicy, bliżej Rynku). osobiście polecam lizaki i to nie dlatego, ze lubię słodycze, ale z tego powodu, że ,,wystawa motyli" to porażka - może 10 biednych, poszarpanych motyli w gąszczu firanek...





                              To co wybieracie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz